wtorek, 19 lutego 2013

Lista Obecności

No więc... Doigraliście się. Obiecana lista jest.

Elektrika la Wente - Swoje zadanie właściwie wykonałam (Onnea jest tutaj dzięki mnie), ale coś jeszcze wymyślę.
Broken - Nie dostałam informacji, co do Twego zadania.
Draca - Były aż trzy propozycje z Twojej strony. Bardzo ważna jest jakaś nowa osoba, ale oczywiście inne zadania również są ważne. Więc daję pełną swobodę wyboru.
Nightfeel  - Nic nie wiem.
Onnea - Ciebie to nie objęło, tak więc nie będę od Ciebie nic wymagać.
Raicho - Zrobiła grafikę i aktualnie robi ramki
San - Obiecałaś ogarnąć trochę bloga, więc liczę na Ciebie.

Zielony - podpisani, wykonali zadanie.
Niebieski - podpisani, nie wykonali zadania.
Czerwony - niepodpisani. 

WAŻNE!
Czas na podpisanie się macie do  8 marca! Na zadania czekam do 18 marca.
Jeśli ktoś już wie, że nie zdąży wykonać zadania proszę powiedzieć to już teraz! 

poniedziałek, 18 lutego 2013

"Wszystko co się błyszczy i mieni tęczą.. Należy do niej."


Owa wadera zwie się Onnea Sulje. 
Jednak woli jak mówi się do niej po prostu Onnea
Jej imię i nazwisko w tłumaczeniu oznacza Bliskie Szczęście
Mimo iż tak się nazywa, uważa się za największego pechowca w całym Wszechświecie. Nie potrafi zrobić czegoś do końca. Zatrzymuje się w połowie lub przy końcu i zaczyna coś od nowa.

Zbyt rozbrykana by mogła ustać w jednym miejscu. 
Zbyt radosna by mogła się czymś martwić. 
Zbyt bezpośrednia by mogła kogoś okłamać. 
Zbyt rozważna by mogła komuś zaufać. 
Zbyt leniwa by mogła robić "coś dla kogoś". 

Onnea liczy sobie już 4 lata
Jak dla niej to już wiek staruszka. 
Kości nie są już takie samej jak 3 lata temu, 
a charakter nie taki jak u miesięcznego wilczka. 
Jest kompletnie inna niż za młodu. 

Jej charakter stał się bardziej poważny. 
Miewa humorki, ale zdarzają się one raz na jakiś czas. 
Dla niej liczy się teraźniejszość, więc 
swoją przeszłość opowiada jedynie bardzo bliskim dla niej osobom.
Całe dnie potrafi spędzić na spacerowaniu. Prawie nigdy się nie męczy. Jedyne co ją męczy, to samotność. 
Musi mieć kogoś przy sobie. Potrzebuje rozmowy, bądź zabawy. 
Jest dla innych taka sama, jak inni dla niej. 
Trzyma się równowagi w przyrodzie. 
Nie cierpi, widząc śmierć jelonka. 
Onnea ogólnie nie cierpi. Unika walk. 
Nie obchodzi ją zdanie innych o niej. 
Może być nazywana tchórzem. 
Dla niej ważne jest bycie sobą, a nie kimś innym. 
Nie chce stać się "nie sobą". 
Nie wymaga dużo. Jedynie miłości, zabawy i przyjaciół. 

Co do jej stanu cywilnego.
Wiecznie wolna. Jednak wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia.

Onnea na ogół zachowuje się wręcz bezczelnie. 
Nieznajomi są dla niej jak rodzina. 
A znajomi.. Jak kochankowie

Lubi jak się ją mizia za uchem. 
Nie lubi jak się ją ignoruje. 
Lubi kolory. Wręcz je ubóstwia. Tęcza to dla niej droga życia.
Jednak nie jest plastikiem. Po prostu lubi kolory.
Nie lubi ponuraków. 

Urodziny obchodzi 25 marca. 
Jej rodzice opiekowali się nią przez jej pierwszy rok życia. 
Potem nadszedł czas, kiedy wadera dorosła do samodzielności. 
Cieszy się, że miała szczęśliwą rodzinę. 
Rodzice o nią dbali, ale nie rozpieszczali. 

Zima jest jej ulubioną porą roku. 
Świetnie się maskuje w śniegu, z powodu 
białego koloru futra, które okrywa 90% jej ciała.
Wzdłuż jej grzbietu futro jest czarne. 
Jest ono w kształcie płomyka. Przynajmniej tak sądzi.
Na lewym boku tego "płomyka" znajduje się jej znamię. 
Łuk i dwie kropki.
Jej końcówka ogona jest czarna, przez co wilczyca określa go jako miotłę. Między ogonem, a.. "zadkiem" znajduję się pióro, 
które przyczepił jej kiedyś człowiek, ale ta historia nie była "zła".
Jej smukłe ciało i długie łapy pozwalają jej na szybkie przemieszczanie się. Czarne uszy są jedynie po to, aby były. 
Wilczyca ma słaby słuch, więc nie orientuje się zbytnio w terenie. 
Wzrok też ma nienajlepszy. Jej oczy są porównywane to oczu węża z wyglądu.
Czasami jej źrenice zwężają się, że prawie są niewidocznie. 
Wygląda wtedy, jakby miała żółtko w oku. 
Onnea ma małe problemy ze wzrokiem. 
Gdy zbyt wielki promień światła zostanie skierowany na jej tęczówki, potrafi stracić wzrok na krótki okres czasu. 

Na szczęście, Onnea posiada wokół siebie coś w rodzaju aury. Ona ją chroni przed [prawie] wszystkim. Dzięki naszyjniku na jej szyi jest bezpieczna. Skoro mowa o owej "biżuterii".. Na brązowym rzemyku jest zawieszony srebrny pierścień jej ojca, który dostał on od swojego dziadka, a dziadek od pradziadka itd.

Światło aury jest jedynie widoczne dla niej oraz dla rodziny Onnei. Jednak wszyscy mogą je wyczuć. Ukazuje się jedynie w czasie pełni księżyca, chociaż za wiele z nią wspólnego nie ma. Przynajmniej tak mówił jej ojciec. Wilczyca wciąż stara się rozwiązać tą małą zagadkę. Często chodzi po rady do różnych magów, z nadzieją, że w końcu dowie się prawdy o niej. 
Aura Onnei ciągle się rozwija. Z wiekiem się powiększa i staje się silniejsza. Ostatnio wadera odkryła wartość uzdrawiającą. Potrafi uleczyć rany, ale na razie tylko te mniejsze lub średnie. Nie zalicza się do nich głębokich ran po atakach lub rozszarpaniu jakieś części ciała. Potrafi uleczyć jedynie większe zadrapania lub rany po strzałach. Przynajmniej to zdążyła na razie sprawdzić. Postanowiła rozwijać się w tamtym kierunku. 

Dlatego sądzi, że idealne stanowiska dla niej to:
Uzdrowiciel i Opiekun Szczeniąt. 

Onnea czeka na rozwój zdarzeń związany z jej umiejętnościami.

Ostatnią, ale nie najgorszą, umiejętnością Onnei jest przemiana w człowieka. 

[1]   [2]   [3]   [4]

Jej przemiana w człowieka liczy sobie 18 lat. 
Jej wzrost wynosi 175cm, więc nie jest aż taka niska. 
Jej naturalny kolor oczu to szary, ale lubi nosić soczewki, więc czasami można zobaczyć ją o czekoladowym/zielonym/żółtym kolorze oczu. Często podkreśla oczy kredką, a powieki czarnym odcieniem. Włosy pozostają cały czas rozpuszczone. Cerę ma strasznie bladą, przez co wygląda jak trup. 
Jej figura jest bardzo chuda. Niektórzy porównują ją do "deski", ale ona się za taką nie uważa. Ma się czym "pochwalić", pff. 

Charakter w przemianie jest bardziej wybredny. Prawie wszystko jej nie pasuje. Strzela liczne fochy. 
"Bo zupa była za słona!"

Uwielbia nosić czarne zwykłe rurki i luźne swetry, ale zdarzają się chwilę, że swetry zamienia w obcisłe koszulki z koronką na ramionach. Jeśli ma zajebisty humor, jest zdolna do ubrania sukienki. Jednak zdarza się to bardzo rzadko. 

Onnea uwielbia pomarańcze. A zwłaszcza te kwaśne. Ogólnie uwielbia kwaśne smaki na języku. 

W pasku spodniach trzyma dwa sztylety. To jej wystarczy do samoobrony. Czasami zdarza się, że wykorzystuje jeszcze biały proszek, który oślepia atakującego. Trzyma go w fiolce, którą uzupełnia regularnie późnymi wieczorami w swojej jaskini. 

Co do wieczorów w jaskini. Lubi spędzać je także na szkicowaniu.
Onnea umie też szydełkować. 

Postać Człowieka Onnei trzeba dobrze poznać, aby można było ją określić.

________________________________________________________________

Kontakt: 
GG - 46391861
G-mail - onnealove@gmail.com
[Nie pytajcie czemu taka nazwa. Po prostu wszystkie inne były zajęte, no.]
Chat - Onnea
_______________________________________________________________

To tyle ode mnie. Do zobaczenia. :3

czwartek, 14 lutego 2013

Ważne.

Cześć.
Jak pewnie zdążyliście wszyscy zauważyć (albo i nie..) nastąpiło kilka drobnych zmian.
0.
Rozwalam system i dodaję punkt "0".. (Tak, zaśmiecam bloga. Ale to dotyczy tylko Was! Ha ha hha!!)
 Z okazji dnia chorych na padaczkę (lub walentynek, jak kto woli) mam dla Was niespodziankę..
Dla San. Dla Rai. Dla Drac.. Dla Bro. Dla Night'a.
1.
Przede wszystkim nasze grono się zmniejszyło. Żegnamy:
- Deborę (nie wiem czemu..);
- Ruffiego (brak czasu);
- Esne (zero reakcji z jej strony);
- Kaykę (tak jak z Esne- nie pojawia się).
Oczywiście będziemy się wszyscy cieszyć, jeśli postanowicie wrócić.
2.
Już od dość dawna, ale mniejsza..
Witamy San w Radzie Watahy. Dostała ona administratora na blogu (na chacie miała, więc to się nie zmienia). Gratuluję Sanu i życzę powodzenia.
3.
Ślub Rai i Drac jak na razie nie wypala. Nie ma księdza, Drac i jej druhny (jeśli w ogóle ją w końcu miała..).
4.
Żebym wiedziała, że jednak Wam się chce, macie do wyboru kilka.. Zadań. Każdy musi wykonać jedno z nich (wybrane przez siebie).
- Ściągnąć do WH jedną osobę (może być więcej);
- Załatwić 3 sojusze (również może być więcej);
- Zrobić grafikę (dwa nagłówki- na główną stronę i do księgi);
- Rysnąć obrazek związany z WH;
- Zorganizować imprezę/konkurs (można parami ewentualnie);
- Napisać opowiadanie;
- Zrobić mapkę terenów watahy;
- Co tam jeszcze wymyślicie, tylko napiszcie, że to jest właśnie to zadanie.
5.
Staramy się ogarnąć. Zezwalam Wam na wszelkie głupawki, przebieranie się za wróżki, oblewanie się różową farbą itd. Ale jeśli:
- admin mówi koniec- to znaczy koniec.
- wchodzi ktoś obcy (nie liczą się spamerzy)- koniec.
(Z czasem może przybyć trochę punktów.)
Absolutnie nie zezwalam na:
- zaśmiecanie bloga (jeśli chcecie coś komuś koniecznie przekazać to służy do tego chat bądź GG);
- spamowanie linkami (szczególnie na blogu);
- nielegalne fotki (jeśli ktoś ma nielegalną, a zostało to przeoczone prosimy powiadomić jak najszybciej);
6.
Stadne opowiadanie pisze Draca. Czekamy z niecierpliwością.
7.
Proszę skomentować tą notkę, żebym miała pewność, że została przez Was przeczytana.

Dziękuję za uwagę i życzę miłego wieczoru.
~ Wasza Elcia.

sobota, 9 lutego 2013

Zaginiona Wyspa cz.2 - Z perspektywy Błękitnej



To miał być koniec. Koniec tego przerażającego mostu otoczonego przez jeszcze bardziej przerażającą wodę. Wkroczyliśmy już na stały ląd. Nagle dało się usłyszeć ogromny huk, a potem dźwięki jakby przesuwanych płyt w jakimś obcym mechanizmie, który od wielu lat nie był uruchamiany. Most znajdujący się za nami runął do wody. Drewniane deski i pale stały się dziwnie strasznie ciężkie. Dało się to wywnioskować z tego, iż od razu poszły spoczywać na same dno morskich otchłani. Odskoczyłam jak najdalej od wody, przerażona. Mój umysł spowiły nie za przyjemne myśli. Jeżeli przeżyjemy podróż po wyspie, a następnie spróbujemy wrócić będzie trzeba albo znaleźć inną drogę powrotną, albo przepłynąć. Ta druga opcja przyprawiała mnie o dreszcze. (Wspominałam kiedyś, że cierpię na obsesyjny strach przed wodą? Nie? To zignorujcie tą informację. Lepiej jak nie będziecie o tym wiedzieć.) Więc - kontynuując. Po wkroczeniu na stały ląd naszym oczom ukazało się wybrzeże. Niby spokojne, bezpieczne, aż chciało się znaleźć jakąś plażę i położyć na piasku. Lecz, nigdy nie wiadomo co można się na tej wyspie spodziewać, dlatego też ruszyliśmy dalej. Krajobraz był równie ' normalny ' co brzeg. Równina porośnięta trawą. Szliśmy w ciszy, jakoby czyhając na niebezpieczeństwo. Im głębiej lądu znajdowaliśmy się, tym podłoże stawało się suchsze, uboższe w roślinność, która przybierała barwę brudnej, wręcz zgniłej zieleni. Także niebo otrzymało szarą barwę, pokryło się chmurami idealnie zasłaniającymi słońce. Po około dwóch godzinach wędrówki w oddali dało się dostrzec las. Martwy, o zgniłym kolorze. Ale najwyraźniej rośliny były żywe, co wręcz nie pasowało do wyglądu. Zatrzymaliśmy się na skraju owego zagęszcza. Noc zapadła szybko. Było o wiele ciemniej, niż na terenach naszej watahy, kiedy słońce zachodziło. Dlatego też zdecydowaliśmy się rozpalić ognisko, od którego trzymałam się jak najdalej było to możliwe. Wszyscy błyskawicznie zasnęli i równie szybko obudzili się. Nie wiadomo czy był to ranek, bądź południe. Niebo ciągle posiadało swą szarą barwę, a przez chmury nie przedostawały się żadne promienie słońca. Ogień przez noc wygasł, pozostała tylko kupka już zimnego popiołu. Pospiesznie zebraliśmy się i ruszyliśmy pełni obaw w głąb lasu. Ciemność wokół nas. Gałęzie drzew były tak splątane z sobą, że światło nie miało szans tutaj dotrzeć. Ale rośliny sobie rosły jak gdyby nigdy nic.  Szliśmy w takowej kolejności – na samym przedzie nieustraszona Alpha czyli Elcia, za nią Dracuchna, potem Rai-kun, ja i nasz ukochany nieboszczyk z różowej trumny – Night. Idąc prawdopodobnie potykaliśmy się o wszystko i nic. Nikt najwyraźniej nie był na tyle mądry aby zabrać taki cud technologii określany magiczną nazwą ‘ latarka ‘. Ewentualnie lampę bądź świecę. No tak, lepiej przedzierać się przez las w całkowitej ciemności. Więc, tak szliśmy sobie. Nagle przestałam czuć aurę Night’a. Obróciłam się za siebie, ale w mroku i tak nic nie dostrzegłam. A powinna tam znajdować się kolorowa obwódka. Nie wystraszyłam się. Wyprzedziłam Rai-kun (przy okazji dźgnęłam ją łokciem w brzuch, może żebro pękło), Dracuchnę i już chciałam dotrzeć do El, gdy ta znikła. Tak samo jak Draca oraz Raicho. Rozglądnęłam się bezskutecznie błądząc wzrokiem po ciemności. Nikogo. Miałam już zamiar iść do przodu w poszukiwaniu innych, gdy poczułam coś, jakby owiniętego wokół mojej kostki. Do tego inne coś wbijało mi się w skórę. Szybka myśl –inteligentny ( bardziej od Rai-kun, hm )krzew z kolcami. Natychmiastowo wyciągnęłam katanę i przecięłam roślinę uwalniając stopę. Ale najwyraźniej roślina nie dała za wygraną. Momentalnie nie mogłam ruszyć prawą dłonią, nadgarstek był unieruchomiony przez gałąź krzewu. Bezskutecznie wierciłam się i wierzgałam. Ten przeklęty chwast był za silny na to ciało. Przybranie smoczej postaci rozwiązało problem. Gwałtownie rzuciłam się przed siebie, czując jak kolce rozcinają skórkę. Te krzaki poruszały się. Rozdzieliły naszą grupę. Chciały nas zabić? To dziwnie brzmiało. Mordercze rośliny. Nikt nie uwierzy. Biegłam w ciszy, ale szybko, torując sobie drogę własnym ciałem. Wykonałam długi skok. Jasne ale przyjemne promienie słońca oślepiły mnie. Poczułam jak spadam. Jak z krawędzi jakiejś przepaści, klifu. Nie wiem ile to było metrów. Ale zapewne dużo. Choć i tak upadłam z kocią gracją na śliską powierzchnię. Moje pole widzenia początkowo było krótkie, niewyraźne. Z czasem się wyostrzyło. Mym krwistoczerwonym ślepiom ukazał się ogromny teren pokryty kryształem. Dokładniej las. Wszystko z jasno błękitnego kryształu, śliskiego kryształu. Rośliny, drzewa, podłoże. Każdy, najmniejszy szczegół był stworzony z tego rzadkiego kamienia. Ponad koronami sztucznych drzew wznosiła się góra. Potężna, a jej szczyt był ośnieżony. Była w samym środku wyspy. To tam mamy zmierzać. Tam prawdopodobnie spotka się nasza, aktualnie rozdzielona grupa.  Zastanawiałam się co się właśnie z nimi dzieje. Czy  im się także poświęciło i trafili do łagodniejszego segmentu wyspy? Czy może zginęli w tym lesie? Nie mogłam tego stwierdzić. Spojrzałam po raz ostatni, na znajdujące się za mną zagęszcza po czym ruszyłam przed siebie. W stronę kryształowego lasu ..
-
Więc streszczając - most nam runął do wody, znaleźliśmy się w lesie, w którym wszyscy się zgubili. [ Przez cholerne, myślące krzewy, tak to wina krzewów. ] Błękitna sobie dotarła do innego segmentu, więc teraz sądzę że wasza wyobraźnia zadziała i stworzycie także nowe fragmenty wyspy. Tylko nie umrzyjcie. No to teraz Draca pisze. c:

sobota, 2 lutego 2013

Zaginiona Wyspa cz.1

W końcu nadszedł ten dzień. Otwieram oczy i rozmyślam co by się stało gdybym nie wrócił?
Co by się stało gdyby nikt nie wrócił? Nie. Nie mogę tak myśleć.
Przecież wszystko pójdzie po naszej myśli. Wstałem i otrzepałem się ze śniegu,
który osadził się na mojej sierści podczas snu.
Rozejrzałem się i ujrzałem Elektrikę, która siedziała niemalże na środku polany i planowała.
Dookoła część członków wyprawy jeszcze spała, a niektórzy pakowali
najpotrzebniejsze rzeczy. Ziewnąłem krótko i poszedłem po swój bagaż, aby sprawdzić
czy nie zapomniałem o czymś. Nie miałem pojęcia jak skończy się ta wyprawa, ale miałem nadzieję,
że wszyscy wrócą cali i zdrowi. Usiadłem znów w miejscu gdzie spałem i z wierzchniej warstwy śniegu
wygrzebałem resztki mojego wczorajszego posiłku. Zjadłem je szybko i nim się obejrzałem wokoło
Elektiki zebrała się grupa uczestników wyprawy. Wziąłem bagaż i dołączyłem do nich. Po kilku minutach teorii
wszyscy ruszyli w stronę morza. Pierwsza szła Alpha, później Draca i Raicho za nimi San, a na końcu Debora i ja.
Wszyscy gawędzili sobie jakbyśmy szli na zwykłą wycieczkę. Wędrowaliśmy tak dłuższy czas, oczywiście
po drodze San i Rai zaczęły sobie dokuczać, ale Elektrika je uspokoiła. Po całym dniu wędrówki
przyszedł czas na odpoczynek i sen. Znaleźliśmy małą polankę w sam raz dla nas. Wszyscy od razu się położyli.
Nie minęło dużo czasu i zaraz każdy już spał. Noc była spokojna, a przynajmniej taka się wydawała.
Rankiem gdy otworzyłem oczy, niedaleko mnie stała Elektrika patrząca na Raicho z dziwnym wyrazem twarzy.
Było bardzo wcześnie więc zdziwiłem się trochę, podeszłem do wader i spytałem o co chodzi. Alpha pokazała mi dość gruby
kolec i powiedziała, że ktoś rzucił tym w Rai, ale chybił i trafił w drzewo obok którego spała. Przestraszyłem się trochę.
Po chwili poczułem w sobie coś dziwnie niepokojącego i oznajmiłem, że jest on zatruty. Zdziwiłem się, bo nigdy tak się nie czułem.
Nagle usłyszeliśmy szmer dochodzący z lasu. Rozejrzeliśmy się, ale nikogo nie zauważyliśmy. Nie chcąc ryzykować obudziliśmy resztę
i ruszyliśmy w dalszą drogę. Gdy w powietrzu czuć było morską bryzę, gromadka ucichła. Było to
piękne, ale za razem przerażające. Wiadomo już było, że jesteśmy co raz bliżej. W pewnym momencie
las się skończył, a przed oczami ukazało nam się morze. Nie było zamarznięte, bo temperatura była powyżej zera stopni.
Wiał dość silny wiatr, więc fale były wysokie. Chwilę szliśmy plażą gdy nagle zauważyliśmy coś podobnego do długiego mostu.
Domyśliliśmy się, że to droga na wyspę. Ruszyliśmy więc w jego stronę, lecz przed nami z nikąd pojawił się wielki stwór. Miał z pięć metrów wysokości i
był wychudzony. W niektórych miejscach wystawały mu pogryzione lecz mocne kości. Długie pazury
były ostre jak brzytwa i z łatwością cięły wszystko co stanęło na jego drodze. Masywny ogon zakończony
dużymi kolcami latał z prawej strony na lewą. Z paszczy wystawały dwa kły i wylewała się trucizna.
Wrzasnął na nas głośno i zamachnął się ogonem. Wszyscy odskoczyli szybko, by uniknąć ataku.
Nagle Debora zaczęła biegać wokół potwora, aby zwrócić na siebie jego uwagę. San przemieniła się w człowieka i szybkim ruchem katany
odcięła ogon stworowi. Ten krzyknął z bólu. Wyciągnąłem z torby grubą linę, zrobiłem pętlę i rzuciłem nią łapiąc potwora za łapę.
Draca skoczyła mu na głowę i wydrapała oczy. W tym czasie przebiegłem pod nim i mocno pociągnąłem za linę, a Elektrika poraziła go prądem prawie śmiertelnie.
Stwór przewrócił się, a Raicho przegryzła mu tętnicę ostatecznie zabijając go.
Po walce grupa ruszyła mostem na wyspę. Trwało to trochę zanim na nią dotarli, bo most miał kilka kilometrów
długości. W mniej więcej połowie drogi zatrzymaliśmy się na chwilę odpoczynku. Nie trwał on długo. Trzeba było maszerować dalej.
Tak też zrobiliśmy. Po kilku godzinach wędrówki w końcu ujrzeliśmy zaginioną wyspę. Była dość duża i można było dostrzec jak unoszą się nad nią
dziwne opary. O dziwo nie było na niej ani trochę śniegu. Całkiem inny klimat niż na terenach watahy.
W końcu znaleźliśmy się na końcu mostu. Spojrzałem w górę, aby zobaczyć szczyt góry znajdującej
się na wyspie. Przełknąłem ślinę i w końcu nasze łapy pzekroczyły granicę wyspy. Co będzie dalej?
Czy damy radę? Mam nadzieję, że tak...
------------------------------------------------
Wstawiłam za Night'a, bo nie chce mu działać coś.
Następną część pisze San. Wkroczyliśmy na wyspę bez większych problemów, więc przyda się jakaś porządna zapora...

Z innej baczki- przyda się coś na walentynki. Jeśli ktoś ma chęć na zorganizowanie czegoś (może być impreza) to zezwalam (Nie wiem, co wymyślicie, ale zezwalam.. Ta.. Nie ma to jak ja.).