W końcu nadszedł ten dzień. Otwieram oczy i rozmyślam co by się stało gdybym nie wrócił?
Co by się stało gdyby nikt nie wrócił? Nie. Nie mogę tak myśleć.
Przecież wszystko pójdzie po naszej myśli. Wstałem i otrzepałem się ze śniegu,
który osadził się na mojej sierści podczas snu.
Rozejrzałem się i ujrzałem Elektrikę, która siedziała niemalże na środku polany i planowała.
Dookoła część członków wyprawy jeszcze spała, a niektórzy pakowali
najpotrzebniejsze rzeczy. Ziewnąłem krótko i poszedłem po swój bagaż, aby sprawdzić
czy nie zapomniałem o czymś. Nie miałem pojęcia jak skończy się ta wyprawa, ale miałem nadzieję,
że wszyscy wrócą cali i zdrowi. Usiadłem znów w miejscu gdzie spałem i z wierzchniej warstwy śniegu
wygrzebałem resztki mojego wczorajszego posiłku. Zjadłem je szybko i nim się obejrzałem wokoło
Elektiki zebrała się grupa uczestników wyprawy. Wziąłem bagaż i dołączyłem do nich. Po kilku minutach teorii
wszyscy ruszyli w stronę morza. Pierwsza szła Alpha, później Draca i Raicho za nimi San, a na końcu Debora i ja.
Wszyscy gawędzili sobie jakbyśmy szli na zwykłą wycieczkę. Wędrowaliśmy tak dłuższy czas, oczywiście
po drodze San i Rai zaczęły sobie dokuczać, ale Elektrika je uspokoiła. Po całym dniu wędrówki
przyszedł czas na odpoczynek i sen. Znaleźliśmy małą polankę w sam raz dla nas. Wszyscy od razu się położyli.
Nie minęło dużo czasu i zaraz każdy już spał. Noc była spokojna, a przynajmniej taka się wydawała.
Rankiem gdy otworzyłem oczy, niedaleko mnie stała Elektrika patrząca na Raicho z dziwnym wyrazem twarzy.
Było bardzo wcześnie więc zdziwiłem się trochę, podeszłem do wader i spytałem o co chodzi. Alpha pokazała mi dość gruby
kolec i powiedziała, że ktoś rzucił tym w Rai, ale chybił i trafił w drzewo obok którego spała. Przestraszyłem się trochę.
Po
chwili poczułem w sobie coś dziwnie niepokojącego i oznajmiłem, że jest
on zatruty. Zdziwiłem się, bo nigdy tak się nie czułem.
Nagle usłyszeliśmy szmer dochodzący z lasu. Rozejrzeliśmy się, ale
nikogo nie zauważyliśmy. Nie chcąc ryzykować obudziliśmy resztę
i ruszyliśmy w dalszą drogę. Gdy w powietrzu czuć było morską bryzę, gromadka ucichła. Było to
piękne, ale za razem przerażające. Wiadomo już było, że jesteśmy co raz bliżej. W pewnym momencie
las się skończył, a przed oczami ukazało nam się morze. Nie było zamarznięte, bo temperatura była powyżej zera stopni.
Wiał dość silny wiatr, więc fale były wysokie. Chwilę szliśmy plażą gdy nagle zauważyliśmy coś podobnego do długiego mostu.
Domyśliliśmy
się, że to droga na wyspę. Ruszyliśmy więc w jego stronę, lecz przed
nami z nikąd pojawił się wielki stwór. Miał z pięć metrów wysokości i
był wychudzony. W niektórych miejscach wystawały mu pogryzione lecz mocne kości. Długie pazury
były ostre jak brzytwa i z łatwością cięły wszystko co stanęło na jego drodze. Masywny ogon zakończony
dużymi kolcami latał z prawej strony na lewą. Z paszczy wystawały dwa kły i wylewała się trucizna.
Wrzasnął na nas głośno i zamachnął się ogonem. Wszyscy odskoczyli szybko, by uniknąć ataku.
Nagle
Debora zaczęła biegać wokół potwora, aby zwrócić na siebie jego uwagę.
San przemieniła się w człowieka i szybkim ruchem katany
odcięła ogon stworowi. Ten krzyknął z bólu. Wyciągnąłem z torby grubą
linę, zrobiłem pętlę i rzuciłem nią łapiąc potwora za łapę.
Draca
skoczyła mu na głowę i wydrapała oczy. W tym czasie przebiegłem pod nim i
mocno pociągnąłem za linę, a Elektrika poraziła go prądem prawie
śmiertelnie.
Stwór przewrócił się, a Raicho przegryzła mu tętnicę ostatecznie zabijając go.
Po walce grupa ruszyła mostem na wyspę. Trwało to trochę zanim na nią dotarli, bo most miał kilka kilometrów
długości. W mniej więcej połowie drogi zatrzymaliśmy się na chwilę odpoczynku. Nie trwał on długo. Trzeba było maszerować dalej.
Tak też zrobiliśmy. Po kilku godzinach wędrówki w końcu ujrzeliśmy
zaginioną wyspę. Była dość duża i można było dostrzec jak unoszą się nad
nią
dziwne opary. O dziwo nie było na niej ani trochę śniegu. Całkiem inny klimat niż na terenach watahy.
W końcu znaleźliśmy się na końcu mostu. Spojrzałem w górę, aby zobaczyć szczyt góry znajdującej
się na wyspie. Przełknąłem ślinę i w końcu nasze łapy pzekroczyły granicę wyspy. Co będzie dalej?
Czy damy radę? Mam nadzieję, że tak...
------------------------------------------------
Wstawiłam za Night'a, bo nie chce mu działać coś.
Następną część pisze San. Wkroczyliśmy na wyspę bez większych problemów, więc przyda się jakaś porządna zapora...
Z innej baczki- przyda się coś na walentynki. Jeśli ktoś ma chęć na zorganizowanie czegoś (może być impreza) to zezwalam (Nie wiem, co wymyślicie, ale zezwalam.. Ta.. Nie ma to jak ja.).
Hłehehe, kocham Cię Night, że uwzględniłeś moją miłość do oczu >D
OdpowiedzUsuńO, to fajnie xD
OdpowiedzUsuńFajne, Fajne.. Ale ja już komentowałam na chacie, więc nie będę się powtarzać.. No nic. Dużo tam El *-* Ale to też już mówiłam.
OdpowiedzUsuńMożecie uznać, że Deb zaginęła w akcji ^^
OdpowiedzUsuńOk.. Jak chcesz.
Usuń